i znowu moja twarz i madrości życiowe. a najsympatyczniejszym akcentem dnia jest to, że jutrzejszy piątek nie zmusi mnie do wstania rano i szkoły; wagarowiczką nigdy nie byłam, ot, prezent od losu.
łatwo zatracić się w rozpamiętywaniu, obwinianiu, kompleksach, jesiennej chandrze i innych pierdołach, tylko im starsza jestem, tym bardziej nie widzę w tym głębszego sensu. sens widnieje w rzeczach, które mogą mnie (pod)budować i tym też się zajmę, choć pewnie tak sobie gadam od rzeczy właśnie. zazwyczaj w tygodniu o tej porze śpię już od conajmniej dwóch godzin, więc chyba nie będę tak szaleć, trzeba się zregenerować przed weekendem (mowa o nauce do matury oczywiście :3)