róża

moje. kocham robić zdjęcia... chociaż mi to nie wychodzi.

Pierwszy "tydzień" na uczelni mam już za sobą... Chyba o tym nie będę się rozpisywać, bo nie ma sensu kolejny raz się denerwować. Ja nie wiem, czy jak wykładowcy nie zależy na studentach to myśli, że im będzie zależało na nim?! W dupie mam kiedy mówi mi: "ale ja na to nic nie poradzę, jestem gruboskórny w tej kwesti, nie przeszkadza mi jak ktoś w trakcie wychodzi." nic nie odpowiedziałam, bo bez sesu, ale szczerze mówiąc tematyka wykładów ciekawa... Nic nie poradzę, że te debile tak układają plan, a później go zmieniają, że się na siebie zajęcia nakładają. Po skończeniu studiów podczaspisania listu motywacyjnego będę mogła pochwalić się umiejętnością przebywania w dróch miejscach jednocześnie.

W pon była taka cudowna pogoda na bieganie... i stwierdziłam, że we wt spróbuję, kolejny raz, zacząć biegać. Niestety przez noc tyle śniegu napadało, ze do tej pory się utrzymuje i za cholerę nie chce odpuścić. -.-"

Środa - dzień do zrzygania nudą... I przejechania walcem. Nic tylko wykłady od 8:30 do 18:45.

A w dupie, rzucam studia i... właśnie, co dalej? <nie, myślę, że to nie na dziś, a może nie tutaj.>

Ok. Doszło do tego, że miałam od czw zacząć ćwiczyć... ale w środę dostałam okres. W sumie to już tradycja, że jak się zbiorę i chcę ćwiczyć to nast dnia mam okres. I teraz czekam, aż przejdzie.
Opisując przyszły miesiąc, powiem krótko - muszę spiąć tyłek i ćwiczyć.

Jak już minie okres to się zważę (może zmierzę) i zacznę działać.

a teraz czas na sen (:
aaaa, też Wam facebook nie chodzi?

gdy nie bawi Cię już...

<3