Poród:
hm...zaczeło sie 22.01 okolo godziny 1 w nocy.Lekkie skurcze do wytrzymania okolo 4 rano zobaczyłam krew i sie przerazilam obudzilam meza i pijechalismy do szpitala.Oczywiscie obudzilismy szanowny personel ktory byl zniesmaczony...Mąż pojechal,podlaczyli mnie do ktg ,zbadali rozwarcie na palec.Okolo 7 bole zaczely sie nasilac,rozwarcie na 4, okolo 10 bylo juz 6 cm bole masakryczne kazali zadzwonic po meza.Gdy mąż przyjechal kazali mi rzejsc do sali odwiedzin ale juz mialam takie bole ze zawiesilam sie na scianie w korytarzu nie moglam dalej isc,maż byl przerazony ,po 10 minutach zawolali nas na sale porodowa a tam juz 8 cm,
myslalam ze juz gorzej nie bedzie ale gdy przebili mi pecherz to dopiero sie zaczelo..
bole nie do wytrzymania,na dodatek malej zaczelo tetno uciekac,nie mogla zejsc w kanal rodny wiec co kazdy skurcz masowali mi szyjke,bol nie doopisania
gdy zaczely sie bole parte nie mialam juz sily zeby przec, po chwilach wyparlam glowke okazalo sie ze jest owinieta 2 razy pepowina, glowka sie schowala a ja juz nie mialam sily,na szczescie przyszedl moj lekarz prowadzacy i mi pomogl po 15 minutach bylo juz po mala urodzila sie sina ,musieli ja odsluzowywac ale na szczescie skonczylo sie wszystko dobrze polozyli mi ja na piersi gdy ja ujrzalam odrazu ja pokochalam bol poszedl w niepamiec :)
WARTO BYLO