Wróciłam. Teraz jestem szczęśliwa. Moja czarna nie tylko dała mi ciepło, ale również tak bardzo upragnionego ppierosa. Mienowicie miałam go w kieszeni. Znowu siadam na krześle na przeciwko ciebie. Nic nie mówisz. Ja tylko lekko się uśmiecham bo przecież mam fajkę, fakt, że ostatnią, ale jest. I już wiem, co zaraz będzie miało miejsce, wiem co zaraz się wydarzy, co zrobię. Bo teraz wszystko zalezy ode mnie, ja o wszystkim decyduje, bo ty jesteś tylko marnym złudzeniem, bo przecież za dużo wypiłam. Ciebie tu nie ma, a mogłeś być. Wybrałeś inną drogę, tak bywa. Mogliśmy założyć piękną, szczęśliwą rodzinę, ale nie. Bo ty zdecydowałeś co dla nas będzie lepsze. I może wybrałeś dobrze. Jesteś teraz szczęśliwy. Może ja cię ograniczałam w twoich sukcesach. Tego nie wiem. I powiem ci więcej, nawet nie chce wiedzieć.
Uśmiechasz się w końcu. Nie wiem na jaki znak, ale zawsze miałeś ten zwyczaj uśmiechać się bez żadnego, określonego powodu. Więc odwzajemniam ten uśmiech. Biorę w lewą rękę papierosa, tego ostatniego, a w prawą zapalniczkę, nową zapalniczkę. Bez żadnego porusznia odpalam go. I z tym samym pewnym, niezmiennym od lat zaciągnięciem rozpalam w sobie mój nałóg.