Dawno tego nie robiłam i na to przyszła mi ochota. Spróbuję przekazać swoje
myśli, pewnie jak zwykle nieumiejętnie, ale walczmy.
Koniec grudnia, koniec związku, 'brak sensu życia'.
Koniec lutego, koniec sesji, koniec studiów.
Marzec, załamanie, nicość, poszukiwania.
Kwiecień, szczęście, praca, nowi ludzie.
Jak ja zajebiście lubie widzieć uśmiech na twarzach innych. To jak np. powiem coś
głupiego a oni się śmieją, to jak jest im 'wesoło' bo znowu coś zrobiłam&
Cholera co jak co, ale jestem wtedy tak szczęśliwym potworkiem.
Napisałam na szybko o kilku miesiącach bo nie chce wchodzić w temat zła. Nie
o tym chce pisać. Chce przekazać, to co wiedzą wszyscy, w sumie to co tutaj stworze nie będzie niczym odkrywczym.
Nikt się nie może poddawać bo jest źle. W sumie poddać się jest najłatwiej.
Pisze o tym wszystkim bo znowu zaczyna się moja chora zabawa w bycie
jakimś zamkniętym człowieczkiem. Po jaką cholerę robić sobie krzywdę. W te
pół roku nauczyłam się żyć (a przynajmniej tak mi się wydaje), nauczyłam się żeby walczyć
o to co ci sprawia radość! (Tak, moja misja jeden koncert na jeden miesiąc idzie mi doskonale!!) Nasza cała egzystencja to jakaś walka ze słabościami
(wow, odkrywcza jestem).
Czasem przychodzi taki czas zasranego użalania się nad
sobą jak jest mi kurwa źle PO CHOLERE?! CZY TO CI DAJE
COKOLWIEK OPRÓCZ BEZNADZIEJNEGO HUMORU?! Nie. Więc kurwa
skończ z tym.
Dużo dzieje się w mojej głowie, dużo myślę i nie nadążam z pisaniem.
Po prostu& bądź sobą, bądź szczęśliwy, jeżeli jest ci źle, zmień drogę.
To że mnie wywalili ze studiów, było czymś najlepszym co mnie mogło spotkać, od października wracam z podwojoną siłą.