tak więc witajcie! ktoś musi się zabrać za ten photoblog, bo jest normalne ,,sa'' .
to, że nie masz zdjęć Polu to żadne wytłumaczenie, ale wiem, ja jestem taka miła i uprzejma, że szok. ;x
więc dzisiaj Pola wstała i nie znalazła legitymacji, więc poszła po firanki do jyska, ale potem zdecydowała, że jeszcze weźmie kocyk ^^
ależ to słodkie, prawda?
ledwo biedna wróciła do domu musiała iść na stary r, bo się umówiła na łyżwy :O
i stwierdziła, że nie opłacało się tak spieszyć, bo była jedną z pierwszych c;
potem dołączył Rafał, Mox i Zuzia .
i później Adi i Stasiu, na którego oczywiście wszyscy najdłużej czekali...
niestety po wypożyczeniu łyżew musiała się wymienić swoimi pięknymi łyżwami z Monica, bo ta nalegała :d
po wielu próbach jazdy musiała zejść z lodowiska jak i wszyscy, bo było w nim za wiele dziur, bez skojarzeń...
mimo wielu siniaków, stłuczeń, złamań, zadrapań i ciąży urojonej udało jej się dotrzeć do sowy i wypic coś biżej nieokreślonego :>
następnie prawie cała ekipa udała się do empiku, ale nikt właściwie nie wiedziel czemu :)
po przebijaniu się przez zaspy, błądzeniu po mieście, potykaniu się o własne nogi dotarła do TEGO miejsca...SCHODÓW.
weszła prawie na sam szczyt i strzeliła sweet focie bez aparatu.
niestesty na tym koniec tej wspaniałej opowieści : w 80 minut dookoła swojego miasta, ale zapraszam na kolejne odcinki.
a koniec nadszedł, gdyż jedna z najvbardziej wyluzowanych i konkretnych osób z ekipy musiała zwijać się do domu.
pod koniec tego dnia mogę śmiało powiedzieć, że podobał on się Poli mimo zamarzmiętych palców, stłuczeń, siniaków, zadrapań, złamań, błądzenia po mieście, przebijaniu się przez zaspy i oczywiście ciąży urojonej, ale co to za dzień bez takich atrakcji? xoxoxoxo
8D