Szczątek dzikiej przyrody wzdłuż brzegu Wisły po praskiej stronie to było za mało, żeby oddalić uczucie labiryntowej klaustrofobii. Kiedy go mocno dławiła, wracał do siebie w Beskid, do Gładyszowa, jak bokser po rundzie do narożnika, aby odetchnąć. Ale nie dawał za wygraną i stawał do walki znowu. Jak jednak wiadomo, nikt jeszcze nie pokonał niezłomnego miasta Warszawy. A był tam centralnie wystawiony na ostrzał, jednak pewny, że przechytrzy stolicę. Urodziwy, ponadprzeciętnie bystry, utalentowany, z renomą wschodzącej gwiazdy literatury, a wciąż wyzywająco niezdeprawowany.
Kazimierz B. Malinowski
osiedle Solina
Bieszczady