Głębia <no copy!>
Nie widzę już powierzchni
Nie widzę też dna
Zawieszona pomiędzy światłem a bezdenną otchłanią.
Tonę nie tonąc
Prądy uczuć niosą mnie
raz ku górze
raz ku dołowi
Nigdy jednak nie dosięgają celu
Nigdy nie dosięgam celu
Światło i cień zderzają się we mnie
Raniąc by znowu uzdrowić
Nigdy nie mogą się pogodzić
Zawsze jedno
Zawsze drugie
Jak dzieci
Ile mogę jeszcze wytrzymać ?
Nie wiem już
co jest pomyślnym prądem
a co wirem wodnym
Co ciepłem promienia słońca
Co wiecznym chłodem
Tonę nie tonąc
Obłęd
Nie wiem już czy ja to ja
Kim właściwie jestem ?
Dlaczego się tu znalazłam ?
Setki znaków zapytania
Setki kropek na końcu zdania
Na powierzchni pływają maski
Wiele
Kolorowe
Przyciągają wzrok
Sztuczne
Czekam
Aż ktoś zamieni je w proch
Spojrzy głębiej
W tą głębię
Niech stanie się promieniem
Który rozproszy mrok
Niech sprawi
By topielec stał się kimś
Kim był
Zanim ludzie
Odebrali mu oddech