Nareszcie po tylu nocach sen, który sprawił, że aż budzę się ze szczęścia i podjarania - wakacje, lazur, ciepły piasek. Takie sny mogę mieć każdej nocy. Zaraz po pobudce zaczęłam buszować po booking.com :))) już mam plany, teraz trzeba zbierać i zbierać i oszczędzać. Jestem tak bardzo uzależniona od wakacyjnych wyjazdów tam gdzie jedyną rzeczą o którą się martwię to to czy wiatr mi nie zwieje kapelusza, czy woda zdażyła się zmrozić w lodówce i czy oby na pewno nie zapomniałam olejku z SPF'em na plażę. Jestem myślami w miejscu gdzie wieczorem przy piwie słyszę ludzi, którzy paplają jakieś jezykowe bazgroły, śmieją się i cieszą, tam gdzie pachnie olejkami i miejscowymi specjałami :))) W mojej głowie ciągle odtwarza się krótkometrażowy zwiastun tego czzego chciałabym znowu zaznać. Może są ludzie, którzy wolą inaczej spędzać wakacje, ale dla mnie to jest właśnie synonim wakacji, właśnie te kilka dni, w których zapominam o bożym świecie.
Jest jeszcze plan na lipiec, ale nie kraczmy B))