Jestem wściekła, poirytowana,a najgorsze,że mam wielki żal do weterynarzy, którym zaufałam.
Żałuje, bo zostawiliśmy u nich kupę kasy, a okazało się, że świniaków nie ogarnęli dopiero jak było tragicznie to wysłali do Opola. Nawet drugiemu porządnie rany nie wyczyścili, bo potem z Opola Pani ją czyściła i sama była poirytowana,że w takim beznadziejnym stanie zostało to zrobione.
Mam mnóstwo pytań do nich,ale z drugiej strony robienie szopki nic nie da. Kurczę, tylko po jakiego ciula gadali, że się specjalizują się w małych zwierzętach w tym świnkach morskich?! A jak się okazało sprzęt do prześwietlenia mają dopiero od 3kg, że nawet małych psiaków im nie odczytuję.Po co?! Pytam się po co?A skąd to wiem,bo koleś wymiękł,gdy wkurzona przyszła matka wybuchła furią Tuchy.
A niby przychodnia dla małych zwierząt.
Prosiłam o więcej miłosierdzia i zrozumienia na kolejny rok,ale w tym momencie nie potrafię.
Moje miłosierdzie do pracujących tam ludzi znikło. Nie życzę nikomu, aby oglądał jak jego kochany zwierzak z godziny na godzinę coraz gorzej wygląda, oddycha i ten smutek w oczach, które wczorajszego dnia były pełne życia. Na zakończenie oglądasz cały proces uśpienia i z każdą strzykawką wbijaną w Twojego pupila rośnie nienawiść i żal. Reasumując płuca odmówiły posłuszeństwa przez zakażenie od zęba,który był za duży.
Za późno o kilka miesięcy trafiliśmy do Niej.
Zamiast od razu wysłać nas do specjalistki, bo dokładnie nie wie co jest przyczyną. To najpierw pobrali biopsje i inne bajery. Myśleliśmy,że są dobrzy w końcu poprzednia weterynarz nie robiła takich rzeczy. Myślałam,że leczą, a oni tego w ogóle nie leczyli. Zaufałam im, że to zwykły ropień, który będzie cały czas pękał,bo jakieś sianko mu tam wlazło. A okazało się co innego. Za duże zęby, które go raniły.
Ostatnio gdy byliśmy to nagle kartoteke naszą zgubili, nie wiedzą o co chodzi. Po prostu żal. Wielkie zdziwko,że chce dokumenty z biopsji i ze wszystkiego.
Jedynie na odchodne dał namiary do Pani z Opola, która od razu rozpoznała co się dzieję itp.
Wnioski są i to duże, ale przemilcze.
Ps. Zdjęcie zrobione w dniu moich urodzin. Byłam wtedy przeszczęśliwa,plakałam ze szczęścia, że dzień po ciężkiej operacji on już je sam ogórka.
Wiadomo,nie zjadł wtedy całego kwadracika starannie obranego ze skórki, ,ale już zaczynał jeść. A to oznaczało, czym szybciej zacznie jeść tym większe szanse na jego przeżycie. Tak ładnie jadł do 23 sierpnia. Potem był strach,przerażenie,multum telefonów do weterynarz i wizyta.