Zapomniałaś już jak to jest być z kimś blisko. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Tak udo przy udzie, siedząc na ławce. Tak stopa na stopie, gdy chłodno. Tak głowa wsparta na trzęsącym się od śmiechu brzuchu, we wspólnym leżeniu na kocu, korzystając z ostatnich podrygów lata. Ktoś obcy zjawia się i upłynnia granice twojej przestrzeni osobistej. Przekracza je bez zbędnych wstępów. Swym ciałem dotyka twojego i wychodzi Mu to nader naturalnie. Zapomniałaś już, że może to być całkiem miłe. Czy naprawdę robiłaś to tak dawno temu? Najwyraźniej. Dobrze się znasz. Wiesz, że jesteś jak klacz. Płochliwa. Trzeba mieć do Ciebie rękę. Innym może wydawać się to śmieszne, gdy tak uciekasz. Oddalasz się, gdy tylko ktoś się przybliży. Gdzieś do swojej strefy komfortu i bezpieczeństwa. Taka już jesteś. Nie każdy zrozumie. Nie każdemu będzie się chciało bawić w ciuciubabkę, gdy zastygniesz w bezruchu po zaskakującym dotyku, udając że wcale cię tam nie ma. Zupełnie jak maleńki robaczek, spotkawszy zbyt dużego dla siebie człowieka. Zamiera, licząc że olbrzym, straci zainteresowanie, że przeoczy. Też tak robisz. Drobny dzikus z Ciebie. Ale znajdzie się ktoś, kto Cię ponownie oswoi. Okiełzna narowiste zapędy. Sama będziesz lgnąć. Będziesz jeść mu z ręki. Wiesz, że potrafisz. Już kiedyś to robiłaś. Tego się nie zapomina. Zobaczysz, jeszcze będziesz śmigać z kimś po mieście za rączkę i będzie to dla ciebie naturalne jak oddychanie. Będziesz delikatnie wspinać się na palce i zarzucać mu ręce na szyję, czy obejmować w talii, wspierając głowę na ramieniu. To jest jak jazda na rowerze. Tego się nie zapomina. To zostaje we krwi i uaktywnia się, po spotkaniu właściwej osoby.
J.