Tak, korzystam z Internetu i narzędzi jakie oferuje do zawierania znajomości. Kiedyś był to trochę obciach. Wskazywał na niezbyt rozwinięte umiejętności interpersonalne. Jednocześnie dawał szansę cichym, nieśmiałym i pokornego serca, którzy mają problem z otwarciem się w realnym świecie przed obcą osobą na tyle, by ją sobą zainteresować. Dziś? Wybierany jest z odmiennych pobudek. Po pierwsze i najważniejsze z lenistwa. Pobranie aplikacji na telefon czy założenie konta na portalu to pestka. Wymaga niemal zerowej kreatywności i również tyle co nic odwagi. Nie musisz się gimnastykować, skorzystać z okoliczności bądź ba, poczynić odpowiednich obserwacji i przygotowań, by owe sprzyjające warunki stworzyć. Nic z tych rzeczy. Poziom wysiłku? Chyba tylko kciuk możesz zmęczyć uderzaniem w ekran. Szast prast i masz nagrane spotkanie. Dana osoba nie musiała Ci nawet szczególnie wpaść w oko. Grunt, że Cię wizualnie nie odpycha i nie zdążyła jeszcze "otworzyć ust" na tyle, by Cię do siebie czymś zrazić - jak choćby nietrafionym, sztampowym komplementem, czy gafą intelektualną (przyznaję i mi się zdarzają). Zazwyczaj gdy już zjawiasz się na umówionej kawie (shake'u, piwie, spacerze) albo nic nie wiesz o osobie, która pochyla się w Twoją stronę, by pocałować Cię na powitanie w policzek albo o zgrozo, nie pamiętasz! Kontakty internetowe bowiem mają tendencję do zlewania się w jedną bezkształtną masę informacji, do których nie przywiązujesz najmniejszej wagi. Jeśli pamiętasz wykształcenie, zawód czy pochodzenie rozmówcy to już możesz być z siebie zadowolony. Spotkanie przebiega w miłej bądź mniej atmosferze. Wywieracie na sobie pierwsze, w gruncie rzeczy decydujące o wszystkim wrażenie. Na odchodnym co poniektórzy rzucą "do zobaczenia", "widzimy się" albo Ci bardziej szczerzy, którzy wiedzą, że spotkanie w tym składzie osobowym już się nie potwórzy - "trzymaj się". Byłabym skłonna się założyć, że wielu zaraz po, powraca do bezmyślnego przeglądania zdjęć i dalszego klikania, czy kontynuje urwane rozmówki, które w skrócie i z wysoką adekwatnością określić można jako "o niczym". Łatwo nabawić się w takim układzie znieczulicy. Bo jeżeli spotykasz się z kolejną odmową, jakiegokolwiek ciągu dalszego to coż, z czasem tylko wzruszasz ramionami i jak taran idziesz dalej, przeistaczając się w prawdziwego robota, traktującego innych uczestników tych rozgrywek powierzchownie do granic możliwości, bez krztyny choćby szczerej uwagi, może nawet zapominając, że to nadal zbudowane z emocji istoty ludzkie. Jeśli sam się z nich "wypierzesz" to trudno, byś dbał o odczucia innych. I może nawet sobie ponarzekasz, pomarudzisz na żenujący poziom, ale czy sam dajesz coś od siebie, by przełamać schemat? Zdecydowanie prościej wrzucić wszystkich do jednego wora. Tyle, że zdarzyć się może, że wyląduje w owym worze Twoich pochopnie wydanych opinii i uprzedzeń, osoba, która absolutnie nie powinna tam trafić. Ktoś kogo przeoczyłeś, a kto mógł stać się naprawdę ważny dla Ciebie i w końcu coś znaczyć. Cokolwiek tak naprawdę jest lepsze od nicości. Powiem Wam w sekrecie, że moja pierwsza "randka", o ile w ogóle można to tak nazwać, z moim pierwszym facetem była mało udana. Właściwie to śmiałam się pod nosem do siebie, wracając do domu, myśląc "Czegoś się spodziewała, Głupia? ". Jakbym już wtedy miała jakieś oczekiwania względem przebiegu tego spotkania. Gdybym pozwoliła moim wstępnym uwagom, zagnieździć się w głowie, nie wspomniając Mu o nich słowem, pewnie również do kolejnego zetknięcia, by w ogóle nie doszło. Ale przekonał mnie do siebie. A ja wyniosłam z tamtego związku oprócz wielu innych mnogich wniosków na przyszłość, naukę, że nie dokonał tego na pierwszym spotkaniu i z pewnością vice versa. Bo czego tak naprawdę oczekujemy? Jakichś fajerwerków, znaku z niebios, błyskawicy uderzającej w niewielki stoliczek w rogu kawiarnii? Błagam... Na trzy podstawowe pytania można odpowiedzieć od razu i co ważne warto wówczas zrezygnować z dodawania "ale". Tak na wszelki wypadek. Pytanie pierwsze: czy było miło? Co mieści się w tym krótkim słowie? Spędziliście ze sobą co najmniej godzinkę bez spoglądania na zegarek czy w ekran telefonu. Rozmowa płynęła swobodnie, nie rwąc się jakoś drastycznie, nie pauzując na rzecz krępującej ciszy. Całkiem rozumieliście co mówi jedno do drugiego, nie ziewając wewnętrznie z nudy, czy nie potakując dla niepoznaki pomimo przeświadczenia, że ta osoba naprzeciwko przemawia do nas w nieznanym języku. Nie, nie czuliście się jak na tureckim kazaniu. Nic w zachowaniu towarzysza, jakoś Was wybitnie nie drażniło, nic nie podpadło. Duży plus - przeszywaliście się wzajem spojrzeniami. Pytanie drugie: czy chciałabyś to powtórzyć? W taki bądź inny sposób, w kawiarni, kinie, parku, u Ciebie lub u Niego. Jeśli na krótko po wstępie, masz ochotę na kontynuację? Cóż... dobrze to wróży. Pytanie trzecie: wasza znajomość z Twojej strony może zyskać status maksymalnie koleżeński czy też stać ją na coś więcej? To tyle. Wystarczy. 3 proste pytania i banalne odpowiedzi. Nie jest to w końcu decyzja wiążąca. Ot coś na dobry początek.
J.
https://www.youtube.com/watch?v=mB_0LZ5qCWY
Inni zdjęcia: Dla mnie już czwartek patusiax395Zapraszam! thevengefuloneKolejna wylinka pamietnikpotworaKaruzela Arka Noego bluebird11Zegar kolejowy ? ezekh114Blu-tu. ezekh114Przygoda na greckiej Evii 4/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 2/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 3/4 activegamesPrzygoda na greckiej Evii 1/4 activegames