To zdjęcie zrobiłam dzisiaj, siedząc z F. na przystanku. Podoba mi się. Może dlatego, że owe miejsce jest nieco bardziej kolorowe, niż w rzeczywistości.
*
Dzisiaj, obudziłam się z myślą, ze to będzie dobry dzień. Otwierając oczy uśmiechałam się, ścieląc łóżko snułam dokładne plany na najbliższe godziny. Miałam dużo czasu do wyjścia, więc niespiesznie zajęłam się poranną toaletą. Gdy wyszłam z łazienki, taty już nie było w domu. Upewniłam się, na wszelki wypadek obchodząc całe mieszkanie, po czym zrzuciłam z siebie mokry ręcznik, i poszłam do kuchni żeby zaparzyć sobie kawę. Usiadłam nago na blacie i odpaliłam papierosa. Popijając kawę, przyglądałam się gołębiom siedzącym na zewnętrznym parapecie okna i oddawałam się rozmyślaniom. Pomimo mojego zachwianego stanu emocjonalnego, dziś czułam się wyjatkowo dobrze. Bałam się tylko, że moje dobre samopoczucie zniknie równie szybko i gwałtownie jak się pojawiło. Postanowiłam do tego niedopuścić i włączyłam sobie swoją składankę, którą stworzyłam już jakiś czas temu, specjalnie na poprawę humoru. Doznania akustyczne natchnęły mnie do jakiegoś wzmożonego działania, więc postanowiłam się podnieść z wcześniej zajętego fotela w salonie i zająć się makijażem. Już jakiś czas temu zrezygnowałam z eyelinera, więc przeciągnięcie mascarą po rzęsach zajęło mi raptem trzy minuty. Ubierając się, stwierdziłam, że po powrocie do domu kategorycznie muszę zrobić pranie, bo już niedługo nie będę miała czego na siebie włożyć.
Kiedy wychodziłam z domu i mocowałam się z zamkiem w drzwiach, który ma własne fanaberie, zadzwonił F. Pytał czy już do niego jadę. Powiedziałam, ze tak, chociaż w dalszym ciagu stałam z kluczem wetkniętym w otwór, co potem było powodem naszej małej sprzeczki. Małej, bo prawda jest taka, że my się nie potrafimy kłócić. Ja, nie potrafię funkcjonować ze świadomością, że się do siebie nie odzywamy i szlag mnie trafia, kiedy F. nie odbiera ode mnie telefonów. Takie sytuacje praktycznie się nie zdarzają, ale zawsze gdy robi się nieprzyjemnie, staram się wszystko załagodzić. Nie jestem pewna, czy to było w ramach rekompensaty, ale potem zaprosił mnie na kawę. Miałam nadzieję, na kolejne odkrycie jakiegoś przyjemnego miejsca, ale w rezultacie wyladowaliśmy w Galerii w Caffe Heaven. Nie do wiary ilu ludzi biega po wrocławskich pasażach w sobotni poranek..
Jak to zwykle bywa w towarzystwie F., czas uciekł mi niewiadomo kiedy. Strasznie nas wciągnął temat mojego studyjnego nagrania, zagadaliśmy się, zapchaliśmy kawą i ciastkami, a potem musiałam odbyć szaleńczy bieg do tramwaju, bo o 14 30 miałam być już w innym miejscu. Ustępstwa od normy nie było i jak zwykle przyjechałam spóźniona, jednocześnie narażając się na jęki ze strony mojej babci. Po obiedzie dostałam telefon od P. żebym przyszła do S. bo oni tam razem siedzą i chcą żebym przyszła. Jakież nieszczęście mnie spotkało, bo razem z nimi zobaczyłam mojego byłego. Nastawiona na przyjemne, odprężające popołudnie, zirytowałam się niemiłosiernie i zapragnęłam stamtąd jak najprędzej wyjść. Pretekst zdobyłam dopiero po godzinie, i po wlaniu w siebie niepotrzebnie piwa. Zadzwoniła do mnie K., że chce się ze mną zobaczyć teraz, natychmiast i mam jak najszybciej do niej przyjść. Oczywiście wyraziłam głęboką wdzięczność za wyciągnięcie mnie stamtąd, a ona ze zrozumieniem pokiwała głową. K. to kolejna osoba, bez której nie potrafię żyć i zapewne jedyna, która rozumie mnie zawsze, bez wyjątku. Nigdy nie spotkałam bardziej podobnej do mnie osoby. Po omówieniu najistotniejszych rzeczy poszłyśmy się spotkać z M., oraz jej chłopakiem. Prawdę mówiąc w tamtym momencie byłam wściekła, że muszę się z nimi widzieć, bo po spotkaniu byłego, przeszła mi ochota na jakiekolwiek spotkania towarzyskie. Zdanie zmieniłam w chwili kiedy ich zobaczyłam. Zapomniałam już jakimi są pozytywnymi ludźmi i jak ich obecności wpływa na mój nastrój. Do domu wracałam znów z uśmiechem na twarzy.