No więc nastał ostatni dzień. Smutno było już od samego rana. Wręcz przytłaczająco. Ogarbęłyśmy się i zeszłyśmy na śniadanie, inni drwili sobie z naszego "bólu", również kierowniczka nie rozumiała tego wszystkiego. Rano plaża, po południu plaża. Ciepło było więc się popalałyśmy, a właściwie to ja sama, bo Kinga sobie spacerowała z Kamilem. Wiedziałam, że nie mam za kim tęsknić, bo nikogo tu nie poznałam, ale mimo to płakałam, ciągle płakałam.. Nie rozumiałam mojego stanu. Więc ten dzień zleciał jakoś dziwnie szybko, co wcale nie było pocieszające. Po kolacji rozdanie nagród i takie tam, jak to na obozach. Było już gdzieś tak przed 20. Poszłyśmy do pokoju, ubrałyśmy się jak to zawsze - t-shirt, spodenki, trampki + do tego delikatne muśnięcie błyszczykiem po rzęsach. Nastrój był ciągle taki sam, mimo, iż każdy podejmował próbę pocieszenia, to i tak się nikomu nie udawało. Poszłyśmy tam wreszcie, siadłyśmy obok naszych kolegów. I w sumie milczenie. Patrzyliśmy wszyscy jak inni się bawią, część poszła za śladem innych, część zaś siedziała. Kinga poszła z Kamilem. Próbowali mnie również zaciągnąć na tańca, nie udało się, po prostu nie miałam ochoty, a gdy już poszłam tańczyć, to usiadłam po 5 minutach, nie wyczuwałam rytmu. Po chwili dosiadł się do mnie kolega Kamila, przedstawił się, miał na imię Michał, wziął mnie do tańca. Po czym znowu siedliśmy. Podszedł do nas pewien jego kolega i mimo, iż powiedział do niego szeptem, żeby ze mną znów zatańczył, słyszało to może z kilka osób. Znów tańczyliśmy. Później po raz kolejny siedziałam sama. I tak nagle, niespodziewanie pojawił się przed moimi oczami Kuba, ten Kuba.. ten cudowny blondyn.. Poprosił mnie do tańca, ale mój nastrój mógł tylko pogorszyć całą dyskotekę, więc odmówiłam. A On? On powiedział, że będzie na mnie czekał. Zapewniłam Go, że na następnej piosence napewno z Nim zatańczę. I chyba się przesłyszałam.. Nagle z nikąd przytulanka. Oczywiście dedykowana Kamilowi i Kindze, ale również i dla innych. Podszedł do mnie, zrobił cudowne maślane oczka, wystawił ręce. A ja? Boże! przecież to był jakiś cud! Wziął mnie za rękę po czym znaleźliśmy się na środku parkietu. Na oczach czułam wzrok zazdrosnych dziewczyn z mojej kolonii.. Nic dziwnego, przecież On był taki przystojny.. Piosenka przemijała niestety bardzo szybko, aż w pewnym momencie poczułam Go tak blisko, na ile to było możliwe, przytulił mnie do siebie bardzo mocno. Czułam ciałem jak bardzo szybko i mocno bije jego serce. Zaczęłam płakać, ale nie! Przecież On nie mógł tego dostrzec. Otarłam łzy zanim puścił mnie ze swych objęć, a On czułym swym "dziękuję" odszedł. Znów siedziałam sama, teraz płakałam, niepochamowanie mocno. Cierpiałam, czułam, że On mógłbyć tym jedynym. Był ideałem. Godziny przemijały bardzo szybko, aż wreszcie koniec. I można by rzec, że nasz raj się zakończył już na zawsze. Pobiegł do mnie przyjaciel Kuby, przytulił mnie bardzo mocno i nakazał, aby nie płakała. On stał tuż obok, zazdrosnymi oczami spoglądał na nas. Przytuliłam Go, po czym płakałam jeszcze bardziej. Oboje próbowali mnie pocieszać, śmiali się, że przejadą te 500 km nawet i rowerem. Śmiałam się przez łzy, ale dalej płakałam.. Nakazano rozejść się do pokoi, było już po 22 - cisza nocna. Niestety wiedziałam, że już ich nie zobaczę, kierowniczka była dość surowa i miała pokój naprzeciwko mojego i Kingi. Ale nie! Zapłakane poszłysmy do niej, błagając o dodatkowe 5 minut.. Zgodziła się z wielką łaską. Olałam w sumie Kingę, zbiegłam na sam dół, na boisko, szukałam Go wszędzie, biegałam po pokojach, musiałam Go znaleźć! Pomagał mi Jego kolega, równeż trener się przyczynił. Bezradna usiadłam na schodach, a przed moimi oczami zjawił się właśnie On..
ciąg dalszy nastąpi.
Zacznę od tego, że chciałam Was bardzo, bardzo przeprosić za tak długą nieobecność. Wiem, źle postąpiłam, ale miałam sporo problemów życiowych, zastanawiałam się nawet nad usunięciem fbl, ale wróciłam jednak. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i dalej będziecie mnie dzielnie wspierać przy kontynuowaniu opowiadań. Jeszcze raz bardzo przepraszam. Macie tu mojego ryjka :)