Z każdym rokiem wakacje były coraz lepsze, więc czemu i teraz miało być inaczej?
Rozdawanie kluczy do pokoi, pokonywanie schodów taszcząc walizki, obiado-kolacja.
No i zaczyna się! Wolność, może nie całkowita, bo pod okiem opiekunki, ale wolność.
Nowi ludzie, nowi chłopcy, miasto, lody, plaża, opalanie, morskie kąpiele,wycieczki zwiedzanie, dyskoteki i wiele innych, To czekało nas właśnie tutaj przez dwa tygodnie. To było coś niewyobrażalnie pięknego. Jak narazie z Kingą nie wypatrzyłyśmy
żadnych przystojniaków, więc nie było kogo powyrywać.
Nowi koledzy nauczyli nas grać w kenta, nie powiem wciągająca gra.
Po sąsiedniej stronie pokój mieli moi "przyjaciele", w sumie nie obchodziło
mnie to zbytnio. Po "pysznym" obiadku nadszedł czas na rozpakowywanie i inne cuda. Oczywiście na plażę cały obóz poszedł na drugi dzień. Fakt, pogoda nie dopisywała,
ale nie było znowu jakiegoś mrozu i spokojnie można było przejść się i popatrzeć
na morskie fale, przy okazji porobiło się kilka zdjęć. Kolejne dni to miasto, plaża,
plaża, miasto. Niestety bez udziału słońca. Zero nowych fajnych ludzi.
Polubiłyśmy parę osób z naszego obozu, jednak nie okazali się być tacy źli.
Dało się pogadać. Z reguły było tak, że czwartkowe dyskoteki obchodził cały
ośrodek wypoczynkowy, wszystkie obozy. I dziś był właśnie czwartek.
Wiele osób z naszego obozu nie cieszyli się zbytnio z tego powodu. Fakt, my z Kingą same nie byłyśmy zbytno w niebo wzięte. Nie było ciekawych osób w tym miejscu. Zwykły t-shirt, spodenki jeansowe, jakiś kok i idziemy pozamulać.
Porozglądałyśmy się trochę po ludziach. Dostrzegłyśmy mnóstwo przystojnych chłopaków. Wstyd było się przyznawać do swojego obozu, więc tańczyłyśmy same
z dala od niego. Ból ściskał serce, gdy patrzyło się na inne obozy, które były
niezmiernie zgrane w porównaniu do naszego, no ale coż.. tańczyłyśmy dalej.
Za niespełna 20 minut podbił do nas jeden chłopak z drugiego obozu, potem drugi, trzeci, piętnasty, dwudziesty.. zaczęła się cudowna dyskoteka. Czas leciał z tymi cudownymi ludźmi tak niezmiernie szybko, za szybko.. Tańczyliśmy dalej wszyscy razem, było ciasno. Wokół nas mnóstwo nieznanych, ale za to niezmiernie
przystojnych chłopaków. Rozejrzałam się i dopiero teraz dostrzegłam, że jesteśmy
w centrum całej dyskoteki. Dopiero teraz.. gdy dyskoteka dobiegała końca.
Niestety cisza nocna, niestety 22.. Smutno tak, ponieważ zostało równe 6 dni do wyjazdu. Wymieniliśmy się co niektórzy numerami pokoi i rozeszliśmy się do swoich. To była cudowna impreza! Już teraz wiedziałam, że nigdy jej nie zapomnę,
co więcej uwieczniłam ją w wydarzeniach w kalendarzu. Ciężko było spać nam
z Kingą, będąc myślami z dyskoteką, z tymi wspaniałymi chłopakami.
Dopiero rano, gdy przyszedł do nas jeden z nich dowiedziałyśmy się,
że w nocy przyszło ich kilkanaście, bo chcieli nas poznać. Niestety opiekunki
zrobiły swoje i nie dziwne, że od samego rana były dla nas strasznie nie miłe..
Kolega, który do nas wpadł bardzo spodobał się Kindze, zresztą co tu dużo mówić,
Ona też mu wpadła w oko. I tak się zaczęły rozkręcać niezapomniane i jak
narazie najwspanialsze wakacje nad morzem..
ciąg dalszy nastąpi.
Cześć, tym razem witam Was ja - Dominika. Wczoraj fakt, nie chciało mi się pisać, ale napisałam, a starannie przepisała to Iza, której bardzo dziękuję. Mam tu dla Was dziesiątą część.
I przyznam się od razu, że jest ona praktycznie na faktach autentycznych.
Niektórzy moi znajomi czytają moje opowiadania, a więc pozdrawiam tych,
którzy byli ze mną w Poddąbiu, nad morzem. :)
Część jest na faktach autentycznych również dlatego, że chciałam uwiecznić to co się zdarzyło.
Życzę dobrej nocy i postaram się nadrobić odrobinkę. Buziaczki wszystkim :*