weekend spędziłam w chatce, zawsze tam przychodzę gdy chcę być sama czy cokolwiek się stanie, wielu ludzi takich jak ja tam przychodzi ale rzadko zostają na noc,praktycznie wcale chyba że są tak nagrzani że już muszą,przypomina to opuszczony dom w którym zamieszkali bezdomni alkoholicy,a wcale tam ich nie ma.. mało osób zna to miejce co bardzo mi się pdoba,polcija tam nie węszy co najważniejsze. Mama podobno zgłosiła moje zaginięcie gdy nie wróciłam na noc,powinna się przyzwyczaić nawet policja już ją nie bierze na poważnie..
zdziwiłam się,Rysiek odwiedził chatę, jest starszy i bardziej zniszczony tym wszystkim,przyszedł ale chyba liczył że nikogo nie będzie,był na głodzie widziałam to,nie chciał się przyznać. Mało rozmawialiśmy prawie wcalę,ciągła cisza,lubimy ją. W nocy Rysiek płakał,słyszałam go został na noc bez słowa,na drugi dzień nie mialam odwagi się go zapytać dlaczego ? a może dlatego nie zapytałam że odpowiedź była wiadoma.
po godzinie gdy poszłam po sort Ryśka już nie było,ale zostawił swój numer telefonu wiedział że wiem że ma dostęp do wszystkiego,wiedział że kiedyś będe chciała do niego zadzwonić.
wróciłam do domu,krew z nosa leci mi mniej więcej co godzine ,nikogo nie ma,mam jeszcze chwile spokoju dla siebie,ciśnionko jest tylko nie wiem czy pociągnąć bucha czy spróbować LSD,śmieszny dylemat co wziąść i jedno i drugie gówno.