Przytykam koniec zwiniętego materiału do twarzy. Znów ten zapach. Znów płonę jakgdyby było nasączone łatwopalnym płynem.
Gorąco wypala powieki łącząc się w kącikach ust wędrując do ich wnętrza. Sucho. Ślina z każdego zakamarka wyparowała.
Zaciska swoją ognistą mackę przy krtani, oplatając ją ze wszystkich stron, pchając się coraz głębiej jednocześnie próbując się z niej wydostać. Żal przeradza się w gniew, ta w nienawiść, by pochwili znów zapałać pożądaniem i miłością. Cicho jęczę z ledwością rozwierając wargi pozaklejane białą mazią.
______________________________________________________________________________________
nie chcę takich przyjaciół.