Sopot z Kasią.
Kolejny wypad do szkoły w ku*ewsko wietrzną sobotę okazał się być bardzo udany. Otóż Kasia przyjechała do Gdańska i i ruszyliśmy na Sopot. Pizgało niemiłosiernie ale na molo był juz luz, słońce ogrzewało mą pięknie wyprofilowaną czaszkę, aź nie chciało ruszać się dupy... no ale cóż, Droga powrotna to kpina z obywateli płacących podatki... SKM... no ku*wa błagam... miliard ludzi wtłoczonych do wagonu, ciasno jak w świeżo rozdziewiczonej cipce, tu jakiś czeczen, tu gówniaże z deskorolkami ku*rwa mi szorują tymi brudnymi kółkami po flejersie, tu jakaś biedna staruszka depcze mi obcasem po bucie łamiąc mi prawie palec w 10 miejscach... Do tego dochodzi fetor spoconych ciał radosnych podróżników , perfumy z wzmacnianym zapachem chyba z czarnobyla wypalające moje śluzówki niczym gruba krecha ukraińskiej amfetaminy... i masa innych czynników wpływających na moją i tak już zdewastowaną psychikę... W końcu jak bydło wylaliśmy się wszscy z tej blaszanej puszki. Dzida na Kościerzynę... W autobusie jak zwykle prawie spadłem z fotela śpiąc błogo. A dziś tj. w niedzielę, pojechaliśmy sobie do Lubania (????) , na targi ogrodnicze, i kupiłem mamie mojej kochanej, chyba z dziesieć lili w roznych kolorach, plus od Kasi cioci 2 róże. Wszystko się wsadzi i będzie gicior.
:)