Wino, "Wielka", biała czekolada i ostatni słoik ogórków na zimę to brzmi jak wyśmienity wieczór.
Tak sądzę, chyba.
Wiem, nigdy pewnie nie dojdę do porozumienia sama ze sobą - wciąż będę kogoś udawać. Podobno tak najprościej rozpoznać kgoś złego. Może jest we mnie coś złego?
Patrzę na moją córkę, i wiem że odziedziczyła po mnie naturę nie urodę ( jest niesamowicie piękną blondynką, eteryczną, i niebieskooka zupełnie inną od nas) maluje, próbuje pisać, wciąż opowiada historie, śpiewa, uwielbia książki, filmy i jest artystyczną duszą bez dwóch zdań. Tak chciałabym coś z tym zrobić, żeby nie utknęła w tym punkcie co ja. Nasz dom - niekończące się inwestycje, odebrał mi całą nadzieję na karierę. Muszę mieć pracę, muszę mieć z niej pieniądze, muszę mieć czas dla dzieci. To dla mnie czasem za wiele. Patrzyłam nie raz na scharowane matki polki z odrostami, z polamanymi paznokciami i zmarszczkami, patrzę na nią w lustrze. Patrzę na kobietę, która zasypia wcześniej niż własne dzieci, zapomina o obiedzie, ma z dłoni jeden wielki odcisk i myśli Joanna jeszcze rok albo dwa, albo pięć. Zmienisz pracę, pole na wymarzoną ibi i to zagracone mieszkanie na piekny dom. Chciałabym chociaż na chwilę wystąpić w bajce, a nie tylko w bajki się zatapiać. Gdyby stworzono mnie jako konkret babkę, np. Ekonomistke. Kurwamać. Dlaczego nie cieszy mnie księgowość. Nauka.
Tylko ten nieogarnięty świat sztuki. Do końca życia za to odpowiem.