Kolejny wieczór kiedy zamiast prasować, posyłam swoje selfiki w internet. To która szklanka bardziej pusta?
Ostatnio odważyłam się podjąć bardzo ważną rozmowę. Dotyczyła ona jednej z najintymniejszych części mojej psychiki. Upokorzenia, z którym spotkałam się w czasie bycia nastolatka. Ten czas jest już dawno za mną jednak wciąż mam wrażenie jakbym trzymała w rękach niezamknięta książkę. Fragment człowieczeństwa przeżartego żalem i niechęcią do siebie samej - a z drugiej strony niesamowicie fascynujące doświadczenie - coś co pociągnęło mnie na dno - a dna bywają bardzo inspirujące. Czasem mam wrażenie misji i tego że jej nie podejmuję, bo to co spotkało mnie - spotyka sporą ilość dzieciaków. Jestem jednak wygodna. Zamykam się w skorupce komfortu psychicznego. Bardzo szczelnie. Wszystko byle ktoś mnie nie zranił, i ze śmiechem, bo nauczyłam się szydzić, śmiać i żartować bardzo wybitnie - wyśmienicie ukrywać smutek. Fenomenalnie bawić się w chowanego "ja" umiem. Tu się ukryję, tam zrobię "akuku"
Ktoś miał rację takie rysy leczą dobre panie psycholożki, nie gin z tonikiem.