Budzę się z wrzaskiem. Znowu. A to wszystko przez niego. Mam już go dość. Wraca w snach. Czasem z zdeformowaną twarzą lub w kompoletnie innej postaci i rozpoznaję tylko jego lekko zachrypnięty głos.
Zauważam, że mam zaciśnięte pięsci. Otwieram je. W jednej dłoni czuje delikatny ciężar.
Wiem, co to jest.
Nie patrzę. Nie chcę tego widzieć.
Wyrzucam na oślep. Słyszę cichy stuk przedmiotu o podłogę.
Uderzał głową o ścianę.
Raz. Kolejny.
Chcę zapomnieć, lecz nie potrafię.
Czemu, u licha nie potrafię!
-Może dlatego, kretynko, że to się stało niedawno i nadal ciąży ci na sumieniu?
Słyszę czyjś głos. Udaję, że go nie ma. Wytwór mojej wyobraźni.
Tak!
To wszystko to wytwór mojej wyobraźni.
Zamykam oczy i próbuję zasnąć. Jest przecież dopiero trzecia piętnaście.