płaczę, kiedy nie mogę opowiedzieć, kiedy przez nieudolność warg przejść nie mogą te obrazy, które bym ci słowem chciała wyrysować na wewnętrznej stronie dłoni. palcem wodząc, delitaknie, dotykiem toworzyć witraże, bo kiedy słońce się chowa przed nami, to my świetlne fatamorgany w powietrzu wydychanym ciepłym, parującym na szyi i wzdłuż kręgosłupa, w dół. tak się z tobą bawię. później przypomina mi się, że jestem w tym zupełnie sama. zgubiona narracja, konfrontacja z porażką.
więc wychodzę, z siebie wychodzę
i nie mam zamiaru wracać
wyobrażam sobie ciebie na zapas