to smutne bo się muszę z tobą żegnać
i teraz kiedy nocą układam cię od nowa
nie ma w tym nic z dawnej potrzeby ciała
z pragnienia rozedrganych dłoni
które nieśmiałe zawisłe w przestrzeni cofały się wstydliwie
w pół słowa w półgeście niepewnym kiedy nic nie było na dowód spłaty
zadłużenie w oczach i w sercu
by nie obudzić się jako podstarzała żyjąca wspomnieniem dawnych wzruszeń karykatura a w miejsce wnętrzności szkatułka puzderko co próbuje ukryć ocalić od zapomnienia marny ochłap
mrzonka wyniesiona na piedestał i tuż pod sufitem jak zmora dni minionych obija się o kryształowy żyrandol co stłumionym pożółkłym żałośnie światłem rozświetla spróchniałą zmarszczoną skórę wypłakane wymyte oczy puste oczodoły zamglone sennym wspomnieniem zeschłe i bez życia bo ono uciekło dawno a raczej nikt go nie wpuścił w porozcinane przegryzione jak kable spirale żył i tętnic