Srebrzyste wstęgi.
Różowe chmury.
Szare niebo.
Czerwone słońce.
Krok za krokiem.
Powoli.
Nieśpiesznie.
Ciężkie buty pozostawiają na piasku wyraźne ślady.
I nagle&
W otoczeniu pojawiają się istoty pozbawione wyższych uczuć.
Puste oczodoły.
Zapadnięte policzki.
Czarne szaty smagają mi policzki.
Zimne dłonie ocierają się o mój kark.
Te istoty są nieme, a jednak je słyszę.
Słyszę jak krzyczą.
Słyszę ich myśli.
Myślą o zbrodni jaka miała miejsce kilka minut wcześniej.
Chciałabym od nich uciec, ale nie mogę.
Przyśpieszam krok.
Ostatni raz spoglądam na srebrne wstęgi, różowe chmury..
Wchodzę w ciemny las z nadzieją, że tam je zgubię.
Jednak mimo otaczającego mnie mroku, nie udaje mi się ich pozbyć.
Jedna z nich informuje mnie, że zostawią mnie jeśli przyznam im rację.
Nie chcę tego robić.
Staram się nie dopuszczać do siebie myśli, że to ja jestem zbrodniarzem.
Z upływem czasu ulegam.
Przecież mają rację.
I w tej chwili znikają. . .
Opuszczam las.
Spoglądam na niebo, a ono jest już takie mroczne.
Kieruję się ku domowi.
A w drodze powrotnej towarzyszy mi tylko jedna mała gwiazda.
____________________
dziękuję za dzisiejsze spotkanie.