pobudka po imprezie w Cegłowej kuchni.
autor mi nie znany.
muszę się poskarżyć, że nie mam zdjęć.
żadnych nowych jakkolwiek.
napawa mnie to pewnego rodzaju smutkiem,
studia są zue i niedobre. wcale się do nich nie nadaję, a ludzie patrzą na mnie, jakbym przybyła z innej galaktyki, albo uciekła z zoo.
a ten Pan na zdjęciu w nocy zabiera mi koc, którym próbuję się nakryć, nie robi mi śniadań, bałagani bardziej, niż ja, jest wredny i uparty i kłóci się ze mną! mimo to, do Niego najprzyjemniej się przytula, z Nim najlepiej ogląda sie filmy do 4 w nocy (mimo, iż ciągle pytam: "i ona tam będzie teraz?", "nie może umierać, bo będzie królwą prawda?" itd., a on mówi tylko "nie gadaj, oglądaj."), to On robi czadowe ciasto do naleśników i z całym przekonaniem próbuje mnie zmotywować do wstania bladym świtem (9 rano).
mianowany przeze mnie Cudem i Wredotą, staje się jedną z najbliżych osób w moim życiu. mieszka ze mną, opiekuje się mną i z pełnym poświęceniem spożywa dania bez mięsa ;)
i nie jest ideałem, ale go kocham.
i ciężko będzie to zmienić komukolwiek.
od poniedziałku znowu czeka mnie maraton lekarski ( ja nie lubię lekarzy, lekarze nie lubią mnie) z przeszkodami w postaci wykładów, notatek, ćwiczeń i nieprzygotowanych tematów z historii.
ale póki co dzisiaj mamy piękny dzień! deszcz też jest piękny
a wieczorem idę z Zyl i Cudem Mym na 'Pogodno' i będzie fajnie,
(chociaż oni będą tam odwalać ciężką robotę, a ja nie! )
idę sprzątać.
dobrego życia robaczki!
Cx
//7.11.10 r., 01:03//
to był dobry wieczór.
z Zylią i właścicielem kuchni ze zdjęcia życiowe rozkminy.
wniosek: jestem mejd in czajna produktem zastępczym świerszcza, który powinien brzmieć w niezręcznej ciszy pod Zyliową klatką schodową, macanym przez 5 par rączek małych Chińczyków w ciszy, bo Chińczycy w pracy nie rozmawiają. podczas tegoż macania leżałam na taśmie produkcyjnej, bo jakbym stała, to by nie dosięgli (Chińczycy). a w Chinach nie mają europejskich standardów, co do wysokości taśm produkcyjnych.