Bydgoszcz, dawno, dawno temu.
stanowi niezbity dowód na to, że jeździłam na łyżwach.
<pewnie nadal mi nie wierzy... -,-'>
upijasz mnie herbatą.
i razem konsumując cukier o dziwnych kształtach
zastanawiamy się nad tym
co już właściwie powiedziane
i dokończone.
sielanka,
życie jak w Madrycie,
gdyby nie to, że nic
nie wychodzi.
i nic już nie chcę rozumieć.
bo ja muszę
przeżyć.
za wszelką cenę.
tymczasem konsumujemy herbatę, ten cukier i rozważamy
czy sztuka ma płeć, czy Bóg i muzyka mają płeć.
i wystawę zdjęć, i przyszłość
ceglanego dziecka.
i wychodzi mi, że Bóg, skoro był
ojcem, musi być
mężczyzną.
ale z nimi nigdy nic nie wiadomo.
życie zasadniczo polega, na dokonywaniu wyborów. nie da się tego przeskoczyć.
nie warto tego negować, czy z tym walczyć,bo tak już jest. i trzeba się do tej sytuacji ustosunkować.
mniejsze zło.
"to teraz oddaj mi te wszystkie lata,
zżute gumy,
i papierki
po cukierkach,
a także stare kapcie
i pompkę do roweru"
jeszcze kiedyś obie dorośniemy.
i czemu właściwie teraz się wszyscy obudziliście?!
"a na drzwiach napiszemy 'burdel organizacyjny'.
czerwone szyby i klosze będą pasować..."
...albo pozwól umrzeć.