hejka wszystkim, tu Pola. Ola poprosiła mnie, żebym coś napisała, więc to robię.
nie miałam w ogóle pomysłu na notkę, ale mam nadzieję że coś sklecę :)
mieliście kiedyś w życiu tak, że po zakończeniu cudownego związku leżeliście miesiącami zapłakani w łóżku czekając na cud? właśnie.
ja też, zresztą nieraz. ale po ostatniej porażce, dzięki przyjaciołom bardzo przejrzałam na oczy i zrozumiałam, że takie coś nie ma sensu.
uwierzcie mi. moczenie poduszek i rozpamiętywanie samych dobrych chwil tylko pogorszy wasz stan. a w takim działaniu jest drugie dno - zapamiętujecie tylko miłe rzeczy, powinniście być bardziej krytyczni i obiektywnie oceniać wady i złe ruchy drugiej osoby.
na jednym chłopaku/dziewczynie świat się nie kończy, a w naszym bądź podobnym wieku takie najprawdziwsze uczucie na całe życie zdarza się bardzo rzadko, więc nie powinniśmy definiować własnego szczęścia schematem jednej osoby.
jeśli ktoś nas zostawił - w porządku - wypłakać się można, ale trzeba za wszelką cenę pokazać że nie był to nasz "respirator" i iść dalej będąc szczęśliwym jak tylko się da, bo w życiu nie chodzi o to, by mieć kogoś kto daje ci szczęście i być od niego w pełni zależnym, a mieć to szczęście - czy z kimś, czy samotnie.
trzymajcie się cieplutko