photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 13 LUTEGO 2018

2

 To była piękna bezksiężycowa noc. Niedawno spadł śnieg i wszystko otulone było białym puchem. Gałęzie drzew falowały lekko falowały na wietrze chroniąc śpiące w gniazdach wrony. Cisza aż dzwoniła w uszach.

Belinda z różdżką w ręku uchyliła ostrożnie drzwi swej komnaty. Stawiała delikatne kroki. Serce waliło jej tak, że obawiała się, czy na pewno jest bezgłośna.

Wreszcie dotarła do swego celu. Sypialnia Czarnego Pana!

- Alohomora!

Drzwi ustąpiły natychmiast. Żadnych innych zabezpieczeń. Właściwie czego mógłby się obawiać? Wśród swoich najwierniejszych wyznawców?!

Olbrzymi wąż drzemał w nogach łoża z baldachimem. Gdy dziewczyna przeszła obok, Nagini ocknęła się.

- Avada Kedavra!

Łebek ulubienicy Voldemorta opadł bezwładnie na pościel. Belindzie było szkoda zwierzątka. Bardzo lubiła Nagini. Jednak musiała to zrobić. Na wszelki wypadek, gdyby komuś, na przykład Bellatrix Lestrange czy innemu fanatykowi, przyszło do głowy przeszukać wspomnienia gada. Ten wąż był niczym czarna skrzynka w mugolskich samolotach.

Pomyślała, że jeśli chodzi o dobór pupila, to jej ojciec miał więcej szczęścia. Jej zwierzątkiem jest Draco Malfoy. Cóż& zawsze mogła trafić gorzej&

- Ojcze& - Zebrała się w sobie po chwili milczenia i wpatrywania się w śpiącego. Beznosa twarz nie poruszyła się. Wciąż wydawała świszczące pochrapywania. Wargi wygięte w pogardliwą podkówkę nadawały jej dumnego wyrazu. Za dnia mina taka była przybierana podczas osądzania szlam. - Mój panie! - podniosła nieco głos.

Voldemort powoli otworzył oczy.

- Czego chcesz? - Nie był zły. - czemu niepokoisz mnie o tej porze, Belindo?

- Śniłeś o mordowaniu szlam& - nie wiedziała jak zacząć. W myślach wiele razy układała sobie tę rozmowę, lecz teraz miała czarną dziurę w głowie. - Spójrz, Nagini nie żyje& - powiedziała to takim tonem, jakim mówi się, że na ciastku jest krem. Równie dobrze mogłaby powiedzieć: Spójrz, znowu spadł śnieg. Wczoraj też padało. Wtem blokada w jej mózgu ustąpiła. Nie czekając, aż sens jej słów dotrze do Czarnego Pana kontynuowała:

- Uważam, że nasze imperium podupada. To ty jesteś tego przyczyną i dlatego muszę cię wyeliminować. Żegnaj ojcze.

Zanim Czarny Pan zdążył się zorientować w sytuacji, Belinda odkorkowała maleńką buteleczkę. Wepchnęła ją ofierze do ust i gwałtownie przechyliła. Trucizna wlała się wprost do gardła paląc przełyk.

Tygodniami przygotowywała ten eliksir. Był to jej autorski przepis. Jego zadaniem było dosłowne wypalenie wnętrzności. Po kolei z gardła, przełyku, żołądka  wydobywał się dym, natomiast tkanki topiły się niczym lód pod wpływem ognia. Jedynym mankamentem było to, że torturowany nie mógł krzyczeć, choć w tym wypadku było jej to na rękę. Patrzyła teraz, jak u jej stóp wije się wielki i potężny Czarny Pan, którego wszyscy się boją, wzór do naśladowania, idol! Wił się teraz przed nią przerażony, z otwartymi ustami, z których wydobywał się dym i czarny śluz. Niemy. Tylko oczyma błagał ją, by przestała, by go uratowała.

Wytrzeszczył oczy i zgiął się wpół. Potężna fala dymiącej mazi wypłynęła pulsacyjnie z jego ust. Najwidoczniej eliksir dotarł już do dwunastnicy. Dziewczyna zmarszczyła nos. Nie przewidziała, że będzie musiała sprzątać, ani że efekt działania jej tworu będzie taki cuchnący. Zauważyła jednak, że skażone plwociny wypalają także skórę dłoni, policzki i podgardle.

Czuła rosnące podniecenie. Oddychała coraz szybciej i płycej. Z coraz większym zaciekawieniem wpatrywała się w wijącego się w męczarniach ojca. To było lepsze niż Cruciatus!

Przyszły trup dusił się. Jej cudeńko wypaliło przecież drogi oddechowe. Lord Voldemort posiniał na czole. Nie miał reszty twarzy. Z dziur po policzkach, w których widniały zęby, oraz z podgardla (także wyrugowanego działaniem zwróconego eliksiru) wydobywał się coraz słabszy dym. Od ust do odbytnicy włącznie nic już nie było, więc nie powinno nikogo dziwić, że spod kołdry także buchały pokaźne czarne kłęby.

Martwe ciało opadło bezwładnie na poduszki skąpane w kałuży śluzu.

Teraz pozostało jej tylko posprzątać, rzucić zaklęcia maski i zabezpieczające, żeby nikt, kto dotknie truchła nie zorientował się co tu zaszło. Przynajmniej przez kilka godzin.

 

***

- Zostałaś ojcobójczynią! - szepnął z podziwem Draco, wysłuchawszy jej historii opowiedzianej ze szczegółami.

- Lepszy ojcobójca od ojcojebcy, co nie? - odparła ze śmiechem.

- Żart poziomu Weasleyów. - odmruknął. Co teraz będzie?

Belinda zbladła.

- Nie mam pojęcia. Jeszcze o tym nie myślałam. W każdym razie imperium jest moje! Belimorte!

 

- Z jej różdżki posypały się iskry a na suficie wąż owinął się wokół tarczy.