https://www.youtube.com/watch?v=4m2l2gqac4s&feature=youtu.be&list=UU-3OsaixkGJfeKETXYUQdsw
Wróciliśmy nad rynsztok. Niemal całkiem wysechł. Nic dziwnego. Przynajmniej od dziesięciu dni nie padało. Od dwóch szliśmy w górę wzdłuż niego. Byliśmy odwodnieni.
Naszym oczom ukazała się dziwna roślina. Wielkie nabrzmiałe korzenie plątały się nad ziemią.
Pożycz nóż zwróciła się do mnie Irmina. Możemy pić sok tego drzewa. Miała spękane usta i iskry w oczach.
Kiedy otrzymała to, o co prosiła, pobiegła do drzewa. Chwyciła za jedno z kłączy i zaczęła je ciąć, lecz szło jej bardzo opornie. Rzuciłam się jej na pomoc. Wyrwałam nóż i gwałtownie cięłam. Wypłynęła odrobina czerwonego soku. Spragniona przyłożyłam do niego usta. Był gęsty i miał metaliczny smak, ale gasił pragnienie.
Ktoś jęknął tuż przy mnie. Spragniony Messala odepchnął mnie i ciął mieczem kilka korzeni. Spomiędzy nich wypadły rozpołowione zwłoki trybuta z dziesiątki.
Wystrzał. Jeszcze czworo musi zginąć.