jestem zła i zmęczona.
wykrakałam nam nieszczęście w postaci beznadziejnego planu, dwugodziną modlitwą będziemy kończyć każdy piątek i tym samym zaczynać weekend. niby początek, a pracy już wiele, za wiele. potrzebuję czasu, żeby od nowa sie w to wszystko wdrożyć. mimo moich ogromnych chęci do pracy, no nie mogę. do tego ta paskudna pogoda, która nie może się zdecydować, no i mamy chorobę!
więc siedzę i cóż mam niby robić? myśle o miejscach, gdzie było łatwiej i przyjemniej.. i cieplej.
strasznie tesknie za MOIMI wakacjami.