Nie zasługuje na to żeby być tutaj, a już w szczególności na to żeby rozmawiać z którąś z Was.
Wszystko codziennie czytam.
Wszystkie macie piękne cele i tak samo wspaniale do nich dążycie. U większości co rusz widać niesamowite bilanse, aktywność, siłę, determinację i co najważniejsze- duże efekty ciężkiej pracy. A ja? Ja tęsknię za tym kiedy nie byłam 'normalna', za tym kiedy ludzie nie mówili mi 'och! widzę, że waga Ci się unormowała', tęsknię za głodem, za wystającymi kośćmi i za moją wolą walki z samą sobą.
Nie wiem co się ze mną stało, ale nie potrafię schudnąć. Dlaczego? Kompletnie straciłam panowanie. Jedzenie, jedzenie, jedzenie. Cały zasrany czas. Czuję jak obrosłam w ten obrzydliwy tłuszcz. Stoję nago przed lustrem każdej nocy i płaczę, Obiecuję sobie. Gaszę światło i znowu to samo...
Tak bardzo mi wstyd. Przepraszam.
Zna któraś jakieś warte polecenia i SKUTECZNE specyfiki na zachamowanie apetytu i chęci do słodkiego?