Uch, sama nie wiem.
Kumpel przyniósł mi dzisiaj własnoręcznie robione czekoladowe jajko. Świetnie trafiony prezent, kurwa.
Zjadłam pół. Reszte wyrzuciłam, jak poszedł.
Nie chcę być taka... Każdy kawałek czekolady czy innego słodkiego gówna wywołuje wojnę w moim umyśle.
Chciałabym się cofnąć o te trzy lata, mieć wyjebane na opinię innych o mnie, nie usłyszeć słów tej tępej lambady, nie stanąć po raz pierwszy ze strachem na wadze.
Ale nie mogę.
Na szczęście panuję nad sobą na tyle, żeby nie rzygać. Ale mam taką cholerną ochotę...
Przecież ja tyle jem! Co z tego, że się niby lepiej uczę, co z tego, że mam więcej energii, wreszcie, co z tego, że waga spadła.
A co jak wzrośnie?
A co jeśli będę najgrubsza? Jeśli któregoś dnia za duże spodnie opną moje pośladki?
Dwa dni nie robiłam mel b ani przysiadów. Byłam co prawda, dzisiaj rano w stajni i jeździłam półtorej godziny, więc mam nadzieję, że dużo spaliłam.
Ale nie, kurwa, wezmę się w garść.
Idę ćwiczyć!
To moje życie, chcę mieć nad nim kontrolę!