Starzeję się, dawno mnie tu nie było... Dziękować Bogu, że nikt już tego nie czyta.
Tak... Tak właśnie wyglądam w chwili obecnej... Nieprzespana noc... Sylwester, piłeś? Nie... nie piłem...
Chciałem spędzić najlepszego sylwestra w swoim życiu... W sumie wyszło jak zwykle...
"Jestem skończonym dupkiem", stwierdziłem to już kilka razy... jakby nie patrzyć... taka jesy prawda.
W dobie XXI wieku, w 2012 roku nadal nie potrafię trzymać mordy na kłódkę i zawsze jak się wkurwię muszę plunąć jadem...
Zawsze niepotrzebnie, bo widzicie... Prawda jest taka że, jestem cholernie bojaźliwy w pewnych kwestiach o tym, że jestem cholernym zazdrośnikiem nie wspomnę. Tak... Rok 2012 zaczął się dla mnie najchujowiej w świecie, najpierw pękło mi serce, później płuca a na końcu moje Ego spadło z Sears Tower na chodnik, następnie stoczyło się z niego żeby wgryzać się w ziemie odnaleźć dinozaury i dokopać się do jąrda Ziemi... No coż... nikt nie jest idealny... Jak czasem opisuje się kogoś: Może ma jakieś inne zalety...
W każdym razie moje załamanie nerwowe sięgnęło zenitu... leżąc w łóżku i myśląc nic nowego nie tworzę... Jedyne co mi się udaje to wypluć cały ten jad na papier który zachowam na odpowiednią chwilę...
Tak kurde... Piszę prozę.
Tak, do szuflady... Nie, nie są to dzieła godne mistrzów jak Don't Cry albo November Rain... może i nie... ale są pisane z serca a tego w czasach kiedy liczy się zaspokojenie popędu bardziej od tego czego tak naprawdę chcemy.
Nawet jak chcemy dobrze... To i tak gówno z tego jest bo najpiękniejszą rzecz potrawi spieprzyć cholerny jad rodzący się z zazdrości i z cholernej obawy o to czy jutro obudzimy się leżąc na tym samym łóżku...
Jedno jest pewne... Die Another Day.