''Gdzie kolwiek jesteś, już dawno jestem przy Tobie.
Choć nawet jeszcze się nie znamy nic nie jest więcej
warte...''
Wiecie co? Nie rozumiem. Niczego. Wszytsko takie pogmatwane. Moze już nigdy nie będzie dobrze? Nie to nie mozliwe, chociaż kazdy z nas tak uwaza, to nie..będzie dobrze. Kazdmu nalezy się odrobina szczęscia. kazdemu. Tylko wiecie, co? Najdziwniejsze jest to, ze niby kazdy ma prawdo do szczęscia, tym bardziej do miłosci, a wiele osób jest samych. Zagubionych, nie mających siły iśc dalej samameu ku górze. Nie ma ich kto podciagnąc, ma przyjaciół, ale pragnie by był to wkoncu ktoś inny. jego miłosc, pragnie by to wąłsnie ona ją podciagała ku górze. Coraz bardziej pragnie miłosci..ciepła drugiej osoby, popełnia większe błędy, spwodu braku miłosci, nie odczuwa tej drugiej osoby, albo dlaczego kochają sie ludzie na odelgłosc, dlaczego przyciagają sie ludzie z dwóch innych miejsc, daleko od siebie połozonych. Tak bardzo potrzebujesz tej miłosci, ze nie wiesz juz co robic..kochasz na siłe? Kochasz byle kogo, kto tak naprawde nie odwzajemnia twoich uczuc.Albo na czym polega nieodwzajemniona miłosc? Na cierpieniu? na tym cholernym bólu? Nie wiem..nie potrafie odpowiedziec na tak trudne pytanie. A po co jest miłosc?!
By podobno pomagac sobie nawzajem, ale przeciez od tego mamy tez przyjaciół. By móc z kims pogadac? Ale przeciez zawsze moge iśc do przyjaciela. A moze na przytulaniu? Przeciez w razie potrzeby moge iśc do przyjaciela, on na pewno nie odmówi, przeciez mnie kocha. Co to do cholery jest ta miłosc, która tak boli..?!