Wczorajsza wigilia( a raczej wigilie, bo byłam na dwóch ) minęła o dziwo w całkiem przyjemnej atmosferze. Podzieliliśmy się opłatkiem i zasiedlismy do stołu. Co dziwne, nie miałam wcale ochoty na żadną z tych pysznych potraw... ale po wyszeptanych do mojego ucha słowach mamy ( " chociaż tutaj nie odwalaj " ) spróbowałam trochę czegoś tam. Reszta wieczoru upłynęła w towarzystwie lampki wina i oczekiwania na pasterke. Także dzień zaliczam do całkiem udanych. :)
Ale za to dzisiaj nieźle poplynelam ... mniej więcej do 18 było w porządku, bo spędziłam czas z młodszym kuzynostwem więc było dużo biegania i śmiechu :) później siedziałam pijąc kawkę ze starszą kuzynka, już dawno tak dobrze nam się nie rozmawialo. ;)
Ale gdy wróciłam do domu coś we mnie pękło ... i zjadłam sporo ciasta i mandarynek ...
W pewnym momencie chciałam iść do toalety, dawno nie czułam się tak źle, myślałam że się złamie ... ale powiedziałam sobie " o nie, nie, dasz radę, nie dasz się wciągnąć w to bagno " i dałam radę ! :) Jutro zamierzam jeść już " z głową " żeby więcej nie powtórzyła się taka sytuacja.
No i już prawie po świętach ... dziwnie jakoś :)
Trzymajcie się Kruszynki i nie dajcie się zwariować ! :*