Dobry wieczór motylki :)
Tak, na zdjęciu jestem aktualna ja, z zamazaną jak zawsze mordką.
Zapewne o mnie zapomniałyście, nie dziwię się w sumie, ale przypomne się Wam po raz ostatni i tylko na chwilkę, chociaż nie ukrywam, że chciałabym przemówić do Was tak, żebyście wzięły to sobie do serduszka.
Zniknęłam jak zawsze, bez zapowiedzi, bez konretnego powodu, kiedy byłam na idealnej drodze do "perfekcji" i długo miałam dylemat czy wracać, czy oznajmić że odchodzę na zawsze czy po prostu zostawić to tak jak jest.
Cały czas jadłam, nie próbowałam się odchudzać, próbowałam akceptować siebie, przecież w końcu znalazłam kogoś kto naprawdę odmienił moje życie, więc dlaczego chęć osiągnięcia rozmiaru 0 miałaby odebrać mi szczęście?
Na początku było ciężko, dokuczały mi fałdki to tu, to tam, kilogramów troszkę przybyło.. z 47,7 zrobiło się w pewnym momencie 51.. jadłam dalej, nie głodziłam się, nie ćwiczyłam, zaczęłam wozić dupę do szkoły autobusem, więc jakim kurde cudem ważę teraz 48,5?
Czy ćwiczę?Nie. A może wymiotuje? Nie ma takiej opcji. Zmieniłam dietę? Skąd taki pomysł?! Porządne obiady (czasami nawet dwa, jak jem w domu, a potem u Tygrysia) tłuste słodkie buły w szkole i batoniki o godzinie 22 to podstawy mojego żywienia.
Nie robię ze sobą nic, przybyło mi biustu, ubyło brzucha i troszeczkę nóg. Nie jestem wieszakiem, ale nie mam już takiego zamiaru. Akceptuję siebie jak nigdy i chyba to pozwoliło mi wygrać walkę z kilogramami i z samą sobą.
Dlaczego piszę dzisiaj? Żeby otworzyć Wam oczy! Zostawcie te blogi w cholerę, cieszcie się życiem, a zadowolenie z siebie przyjdzie do Was samo!
Uwielbiałam tu pisać, kochałam Wasze wsparcie, nigdy nie schudłam do wymarzonych celów czy to 39 czy 45 czy 47.. za każdym razem walka o co innego, za każdym razem uczucie porażki... i po co?
Odejdźcie stąd, odżyjcie, jedzcie, śmiejcie się, żyjcie!
Jakby któraś chciała zostać zarażona optymizmem, zapraszam do pisania na priv, więcej Wam dać z siebie nie mogę.
Wszystkie wpisy zostawiam, żebyście nie popełniały moich błędów, ale szczerze wierzę w to,że z bilansami tu już nie wrócę...
Życie jest bez tego wspanialsze.
Trzymajcie się cieplutko, chudziutko i z uśmiechami na buźkach.
Wasza, Tycia Bestia :)