Połowa października. Trzy dni w tygodniu studia, cztery - praca. Dwie specjalności, ogarnianie powoli pracy magisterskiej, znajomi, dom na głowie.. Dobrze, że Ty mi pomagasz w czym możesz, bo chyba bym nie wyrobiła.
Staram się na każdym kroku, świadoma swoich wad, bo mam je jak każdy. Ale chyba nie jestem taka zła, skoro tyle osób mimo wszystko mnie akceptuje i spędza ze mną czas.
Złe przyzwyczajenia zostawiają w głowie chaos i ślad. Zdarza się. To może jedna z moich wad, a może nie. A może tylko sposób da się znieść ten świat pełen pojebanych ludzi. Zresztą, nieważne, byle z Tobą, byle byś był.
Wybacz mi te wszystkie grzechy - te, o ktorych ciężko śpiewać...
Szkoda mi tylko ludzi, na których się zawiodłam, ale cóż. Pewnie oni mogliby powiedzieć, że też się na mnie zawiedli - cóż, zawsze starałam się być w zgodzie ze swoim sumieniem, bo jego nikt nie weźmie na siebie. Także nie sądzę, że nigdy nikogo nie zawiodłam, ale uważam, że większość z tych "oskarżeń" jest powodowana egoizmem. Nie chcę spełniać Waszych oczekiwań. Po prostu, wolę być sobą.
Wiem, że mogłabym rzucić pracę i byłoby łatwiej, ale... nie chcę. Lubię ludzi, z którymi pracuję. Nawet jeśli przez cztery dni w tygodniu nie jestem do końca sobą (chociaż to akurat mi udowadnia, że osobowość jest wciąż taka sama) i wracam do domu po godzinie 22, wykończona i marząca jedynie o śnie... Lubię to...