Wale dzidę na Jasną.
Te 400 km. to nic. Naprawdę.
On nie zostawi mnie na dnie.
A po powrocie:
Widuje Go tyle razy, a dopiero teraz dochodzi do spotkania z Nim, jakie to niesamowite, ileż razy można Go zobaczyć i tyle samo razy sie z Nim nie spotkać.
A gdy spotkanie juz nastąpi, to koniec, zostaje na zawsze i choćby Go nie było już u mnie, choćby nie nabrał kolorów mojej rzeczywistości, a przede wszystkim ja Jego, to On już zostanie, bo było spotkanie.
Może tak właśnie ma być, może mój wygodny fotelik egzystencjalny musi mieć codziennie piłowane nóżki przez was, jesteście tu właśnie po to, żeby mi przeszkadzać, mi sie to strasznie nie podoba, co z tego.
Mój astygmatyzm fizyczny, przestaje uzyskiwać wymiar duchowy, moje pole widzenia jest stale rozdymane.
Czuję już, że warto było.