1.
warto umrzeć, warto zmartwychwstać, warto zrzucić koronę cierniową założoną przez piłata, który wczoraj obmywał twoje stopy a dziś wbija ci gwoździe w nadgarstki;
a jutro może być inaczej, jutro możemy umrzeć jak wszyscy ci zwykli chrześcijanie, rozwieszeni na krzyżach, rozszarpani przez lwy, ku uciesze nerona jezusa judasza boga,
co nie ma serca ani duszy;
kamiennego boga, którego ręce są posągowo zimne, marmurowe;
boga, który nie przebacza, tylko patrzy martwym wzrokiem z góry;
boga, który umarł na krzyżu dwa tysiące lat temu i nie istnieje nawet w kościele;
możesz go mieć na obrazku, możesz go kupić w sklepie za trzydzieści srebrników,
tanio i prosto, módl się i pracuj a twoja nagroda czeka na ciebie w niebie,
gdzie spotkasz wszystkie nawrócone żydowskie dziwki,
wszystkich odmienionych księży pedofilów,
i matki zabójczynie, co krwią swoich dzieci przypieczętowały nieudane życia;
tylko kim ty kurwa będziesz w tym wszystkim, z tą swoją miłosierną twarzą, co sprawia, że zaczepiają cię żule i złodzieje;
twoje ciało będzie tylko marnym strzępkiem padliny, wieczność pochłonie twoje obawy i pragnienia;
i cóż będzie znaczyć twoje życie nadobfite w seks, narkotyki i głośną muzykę;
myślisz, że kogoś to porusza, że to kogoś obchodzi?
że będą walczyć o twoją duszę na sądzie ostatecznym?
sąsiedzi tylko zapukają mocno w twoje drzwi by przypomnieć ci jakim jesteś śmieciem i że bóg cię ukarze, ich bóg, no bo twój nie istnieje, ale tamten bóg czy ten, nikt do końca nie wie który, no bo skąd, ale któryś na pewno, nie myśl sobie.
2.
więc proszę, zabierz ze mnie cały ten lęk i tęsknotę,
pozbieraj je jak zeschnięte liście, które umarły pod śniegiem i na wiosnę zostają odkryte;
brudne trupy, szkielety, pełne śmierci;
zabierz ze mnie cały ten wstyd,
wyrwij z korzeniami tę ciemną postać ukrytą we mnie,
istotę, co budzi się w nocy i strachem próbuje przygwoździć mnie do łóżka;
beznamiętna lobotomia wysysa ze mnie życie, paraliżuje kręgosłup,
obezwładnia tok myślenia;
pomóż mi walczyć z duchami, odczyń te klątwy i zaklęcia, które ciążą na mojej krwi,
te genetyczne, samobójcze linie papilarne;
wylecz mnie, bo nie wiem co czynię, chcąc wydrapać sobie wnętrzności i serce,
wylać siebie na posadzkę;
chwyć moje drżące dłonie, proszę, przynieś mi słońce;
obudźmy się, naćpajmy się, odlećmy do chmur,
uciekajmy
lekko, wysoko, podbić świat złotym strzałem,
i powrócić w blasku glorii i chwale;
staniemy się archaniołami i znajdziemy drogę do raju
pełnego szatańskiego upojenia i rozkoszy;
i będziemy tam żyć prawie jak Adam i Ewa, lecz nikt nam niczego nie zabroni już nigdy;
będzie tylko miłość, tylko miłość zalewająca wszechświat, świat i nas samych.
3.
potem otwieram oczy i ogarnia mnie upiornie trzeźwy świt,
dociera do ogłuszonej jaźni, otępiałej świadomości;
po winie świat jest taki prosty;
piękny, kolorowy, lekki;
szumi w głowie wypełniając pomieszczenia śmiechem,
i można się naćpać, i można się kochać,
szaleńczo, odważnie, bez blokad, bez zasad
bez codziennych stereotypów;
czy to jest wolność? nie.
ale wszystko będzie dobrze, prawda?
Inni zdjęcia: Zachód nad Okęciem bluebird11... maxima24... maxima24Pośmigane. jabolowekrwi;) virgo123;) virgo123Lepiężnik biały elmar:) dorcia2700Polski Lot bluebird11Basia :d patusiax395