Wkurwia mnie ta cała papierologia.
Akt zgonu miał być do odebrania wczoraj na ósmą rano! Powiedzieli, że "jutro" - czyli dziś - na 14. Dziś mówią, że dopiero w poniedziałek.
A to pani urzędniczce ciężko kurwa podpisać świstek, a to pon prokurator przecież bardzo zajęty. W urzędach śluby przecież ważniejsze a wy się bujajcie z tym ciałem.
Wszyscy chcą nas naciągnąć. Ciężko znaleźć zakład pogrzebowy z konkretnym, ludzkim podejściem zamist mydlenia oczu i naciągania.
Rodzina chce robić wszystko na pokaz, pierdolę to, żadnego poczęstunku, nic nie organizujemy. Ciotka kręci się przy nas tylko dlatego, że myśli, że skapnie jej z tego jakaś kasa.
JAPIERDOLE!!!
I jeszcze te głupie zabobony "Ale jak to?! Przecież pogrzeb musi być w sobotę! Jak ciało leży przez niedzielę to zabiera kogoś ze sobą!". Pierdolenie!!!
Jadę na psychotropach, powoli wszystko mi jedno. Myślę, czy nie umówić się do psychologa? Będzie mi łatwiej?
Chociaż... z moim charakterem pewnie jeszcze opierdolę biedną babę, że ma głupie podejście...
Noce są straszne, słyszę jak ona chodzi po korytarzu. Boję się otworzyć oczy, bo mam wrażenie, że stoi nade mną. Szmata, nawiedza mnie nawet po śmierci...