Nekrofilski zew owładnął nim całkowicie. Wył jak opętany, gwałcąc zwłoki młodej dziewczyny, która zginęła w wypadku samochodowym. Chłód kostnicy tylko go nakręcał, a głowa która trzymała się tylko na kilku ścięgnach, wywoływała w nim euforię. Szczytując w odbycie denatki, ślinił się gorzej od wściekłego psa. Raz mu nie wystarczył. Potrzebował pięciu spustów, by poczuć spełnienie. Odwrócił zwłoki twarzą do siebie. Podziękował dziewczynie, że zechciała mu pomóc, a następnie pocałował ją z językiem. Zeskoczył z prosektoryjnego stołu. Wytrał resztkę spermy w biały fartuch, który narzucił sobie na plecy, zanim przystąpił do tak haniebnego procederu. Czuł, że tym razem się nasycił. Niespotykana satysfakcja i samozadowolenie. Radosny uśmiech nie schodził z jego twarzy, gdy gładził długie blond włosy. Patrzył na nią zupełnie, jak matka patrzy na swoję nowo narodzone dziecko. Tyle uczuć i ciepła w tym spojrzeniu. Pasjonujące, aczkolwiek przerażające doświadczenie. Ciepło jego wzroku, nasycało atmosferę psychopatycznym apetytem. Tę piekną chwilę przerwał hałas w oddali korytarza. Silnym, zdecydowanym ruchem pchnął stół, który z łoskotem wjechał do lodówki. Zatrzasnął metalowe drzwiczki i wskoczył za wielką stalową wannę, która służyła do mycia zwłok. Hałas znikł. On tak, ale niepohamowana rządza martwej rozkoszy, nigdy nie zniknie.