Pragnę Was poinformować, że do Świąt zostały tylko 32 dni!
Prawie zaczęłam już weekend. Jutro idę prawodopodobnie tylko na 4 godziny i to dość lekkie...
Ostatnio jestem taka neutralna. Nie emanuję szczęściem, nie chodzę radosna i uśmiechnięta, a troszkę mi tego brakuje, jednak nie wpadam też w dołki i jakieś stany depresyjne (?)... Dużo narzekam na szkołę; ilość nauki, lekcji (siedzenie po 7-8 godzin na prawdę robi więcej szkody niż dobrego...), przyszły tydzień mam zawalony testami, kartkówkami, odpowiedziami itd... Ale staram się dawać z siebie wszystko, bo cóż innego mogę zrobić. Czasami smuci mnie ta bezsilność, nienawidzę tego uczucia... Chcę coś zrobić, ale nie mogę, no bo przecież nie skrócę sobie sama lekcji (?!)...
Waga- nie potrafię jej ustabilizować. Skacze od 43-45... Właściwie to codziennie widzę inną licznę...
Co do brzucha to dawno nie bolał, ale z załatwianiem nadal mam problemy. Tzn. w tygodniu szkolnym, bo w weekendy wszystko wraca do normy (może to jest związane ze stresem itd?). Od niedawna znowu zaczyna irytować mnie to wypychanie. Już to ignorowałam, ale ponownie pojawia się uczucie, że tyle pracowałam, a efektów nie widać, bo zjem śniadanie i od razu jest ogromny. No i tutaj znów pojawia się bezsilność...
Czuję się trochę samotnie... We wakacje 99% czasu spędzałam z mamą, a podczas roku szkolnego obie wciąż gdzieś biegamy. Często siedzę wieczorami sama w domu i ostatnio zaczyna mi to doskwierać...
Zastanawia mnie, czy mam jakieś zaburzone spojrzenie na siebie, swój wygląd, czy na prawdę jest aż tak źle... Nienawdzę tego ciągłego porównywania się do innych...