jak tak patrze na niektórych, to zaczynam lubić nawet siebie. stopień żałosności osiąga szczyty. głupota wycieka uszami. pusto. jest tak pusto, że już nawet śmiać mi się nie chce. maska na masce. zero autentyczności. o zaraz sie zrzygam.
nie sugeruje, że jestem zajebista. bo właśnie popełniłam duży błąd. zmarnowałam kawał czasu. mam ochote uciec. poprostu spierdolić i nie patrzeć na to wszystko. już dość pawiów puściłam. nie chce wyrzygać żołądka.
czy tak ciężko wybrać między kropką, a wykrzyknikiem? musi być wszystko? musi kurwa?