teraz jest tak samo cicho, jak ostatnio, tak jak spałam obok niego. jest tak samo zimno i tak samo źle zasypiam jak jeszcze miesiąc temu. na pozór nic się nie zmieniło. na pozór jestem spokojniejsza, bo wiem że zaraz to całe zamieszanie minie.
nie mamy jeszcze wspólnego zdjęcia, ani dość długich rozmów by je spamiętać. nie wiem co nas połączyło. gdyby tej zimy spadł jeszcze śnieg i było by tak magicznie. gdyby wszystko na co mogę liczyć było by prawdą. życie było by inne. sylwester nie był by tak wyjątkowy a przyjaciele nie narzekaliby na mnie. przez brak śniegu cały mój plan w głowie gdzieś zniknął. nie jest istotny fakt obecnej samotności czy marnowanie czasu na oglądanie nudnych programów telewizyjnych. i nie ma tu nikogo kto by mi zabronił mówić o sobie. nie ma na razie nic. nie ma nas. odległe dwa światy, setki kilometrów od siebie. nie wolno wiecznie grać tej samej roli.
nie wolno być miłym dla kogoś kto i tak życzy ci źle. widzę zazdrość w oczach innych, że w końcu znalazłam szczęście.
kończę ten teatr, jestem wykończona. jedynasty dzień się kończy, a dziewiąty dopiero zaczyna. trzy dni bycia w tym samym kraju i o tej samej porze. gdzie się podziała logika?
nadal uciekam, znów mnie ktoś goni.