Gubię się. Nigdy nie byłam wystarczająco silna, nigdy nie potrafiłam się powstrzymać przez dłuższy czas.
Było tak dobrze, od poniedziałku czułam tą przyjemną pustkę w żołądku... musiało się skończyć, nie mogło trwać wiecznie. Znów się poddałam. A kiedy się zorientowałam? Na podłodze. oparta o ścianę. cała w łzach i nie mogąca oddychać z przepełnienia żołądka. Moja egzystencja nie ma sensu. Wszystko zaczęło się walić. Za dużo nieporozumień, kłótni, starych, rozdrapanych blizn. Znów, powinnam się uczyć. Nie robię tego. Czemu? nie mam motywacji. Marzenia o dobrze zdanych egzaminach i przyszłości, odpłynęły gdzieś. Znacie, ten stan kiedy się budzicie i na niczym wam nie zależy? Kiedy wszystko wydaje się bez sensu? Tak się właśnie czuję. Wiem, znów użalam się nad sobą. Znów narzekam. Znów zbyt emocjonalnie reaguję na coś wyimagowanego....
"Od czasu do czasu wpada w taki stan. Jest wzburzona, płacze. Ale to nie szkodzi. Wyrzuca z siebie emocje. Problem powstaje, kiedy nie można ich z siebie wyrzucić. Wzbierają wtedy i kostnieją. Różne uczucia kostnieją i umierają.
Haruki Murakami, "Norwegian Wood
Przepraszam..