Dawkujesz mi siebie jak lek na przetrwanie rozłąki i westchnień już nie mam Cię prawie, bo giniesz A chciałbym cię więcej i więcej I boisz się dotknąć, dotykasz ze wstrętem Rozrasta się we mnie, aż pęknę, aż pęknę Rozrasta się nienasycenie Przyszpilony jakimś nieostrożnym gestem Rozkroiłem serce, zapomniałem, kim jestem I tylko wiem, że bez ciebie nigdy więcej Nic nie będzie