czułam pustkę w środku, jakby pozostała ze mnie tylko zewnętrzna skorupa.. i znów uderzyła mnie myśl, że ten ból już mnie nie opuści, że mogę odwlekać, uciekać, poszukiwać jakiejś głębokiej prawdy, lecz w ostatecznym rezultacie nic się nie zmieni. smutek zawsze będzie ze mną, towarzysząc mi zamiast niego.
W jeden dzień zostawić za sobą wszystkie plany i marzenia. W jednej chwili skreślić Ciebie. W sekundę zabić nas.
Nadzieja? Powoli uświadamiam sobie, że jej już nie ma. Tak po prostu.
Z czasem człowiek wymięka, wiesz? Przestaje się uśmiechać, ignoruje innych, nie daje sobie pomóc, przestaje komukolwiek ufać, zdaje sobie sprawę, że nie ma żadnej wartości. Bo kurwa, ile razy można powtarzać do butelki Danielsa: "Jutro będzie lepiej, wiem to" ?!
On zawsze będzie wracał - we śnie, myślach, marzeniach - uderzając we mnie sentymentem zardzewiałej od lez miłości.
Kiedy boli najbardziej? Chyba dopiero wtedy, kiedy uświadamiasz sobie, że walka już tak naprawdę nic nie zmieni.
Mimo wszystko dalej mi na nim cholernie zależy, pomimo litrów wylanych łez, pomimo momentów załamania, pomimo tego, że jestem mu kompletnie obojętna.
Są takie sms-y, których nie chcę czytać, bo przypominają mi o czymś, o czym nie chcę myśleć, ale jednocześnie ich nie usunę, bo przypominają mi o czymś, o czym nie chcę zapomnieć.
I niby nie pisaliśmy o niczym ważnym, ale podnosił mi się poziom endorfin we krwi, kiedy widziałam jak świeci się okienko w telefonie, gdy przyszedł sms od Ciebie.
Jakby mu zależało napisałby. Pieprzoną kropkę, ale by napisał.
W końcu zrozumiałam, że ci, którzy przywracają nam wiarę w szczęście, odchodzą najszybciej.
Nieważne jakbym się starała, świat i tak stara się bardziej, by nie było tak jak chcę.
Naiwni kochają mocniej.
Wiesz co jest gorsze od płakania w poduszkę? Pustka. Ta chwila, kiedy po prostu siedzisz i wpatrujesz się w niebo, wiesz, że nie możesz nic zrobić i ogarnia Cię to przerażające uczucie bazsilności, które zżera Cię od środka. A Ty nie robisz nic. Po prostu się przyglądasz.