Leze tak bezmyslnie, bez jakich kolwiek reakcji na swiat zewnetrzny.
Glowa mnie boli, wydaje sie ciezsza niz zwykle, wypelniona myslami, niepotrzebnymi jak zawsze. Chcialabym tak tu zostac juz na zawsze- pomyslalam. Potrzebowalabym tylko przyjaciol wtulajacych sie w moj bok, bez slow, bez krytyk, bez jakich kolwiek uwag. My lezacy tak bez picia czy jedzenia, umierajacy z cierpienia, myslacy o jakze bezsensownych snach, jakze bezsensownym zyciu. Po co sie rodzimy aby grac w gre cale zycia, przechodzic przez wzloty jak i upadki, aby potem po nie wiadomo jak ciezkiej walce polegnac. My lezacy tak, nie myslac, cieszac sie chwila, ciepla koldra, wygodna poduszka. Czlowiek i tak z czasem zacznie wybrzydzac. Gdy jest zle- narzekamy, gdy jest za dobrze- narzekamy. Czy ludzka natura jest narzekanie ? Czy czlowiek stworzony byl istota nie pozwalajaca sobie dogodzic ? Dlaczego nasza natura jest niszczenie gdy jest dobrze, i naprawianie gdy jest zle. Ciezko to zrozumiec, lecz tacy juz jestesmy.
Ps. W koncu odwarzylam sie zrobic septuma, ja odwarzna, odporna na bol, balam sie bo nie nawidze przekuc na chrzastkach. Tak, prawie sie porzygalam slyszac 'POP'... Dreszcze mam na mysl o tym.