Dziś postanowiłam cofnąć się troszkę w czasie do dnia 28 września 2015.
" Chyba dociera do mnie, że jadę. Zwłaszcza kiedy patrzę na moje mieszkanie. Wszędzie porozkładane rzeczy, o których nie mogę zapomnieć i te, które mogą się przydać. I tu znów pojawia się pytanie, co właściwie trzeba zabrać na wojnę? Co jest niezbędne, a co niepotrzebnie zajmuje miejsce w lockerze? Mundury i sprzęt wojskowy spakowałam w pierwszej kolejności. To rozwiązało wiele problemów, dwie trzecie miejsca zostało wykorzystane. Gorzej poszło z cywilnymi ciuchami, które - jak mówiła koleżanka - warto ze sobą zabrać. Segregowanie, przekładanie z kupki na kupkę. Bez sensu zabierać kilkanaście koszulek, a kilka może nie wystarczyć. Zawsze mnie zastanawiało, że przed pakowaniem walizka wydaje się wielka, a w trakcie okazuje się za mała. Rzeczywistość znów mnie zaskoczyła i to nie tylko w kwestii układania rzeczy w lockerze. Wszystko miało być inaczej. Decyzja podjęta. Planowałam się przenieść do innej jednostki. To miał być nowy początek: stanowisko, miasto, wyzwania. Fuck... Wiem, to dla mnie szansa: na awans, kupno własnego mieszkania, przeżycie czegoś nowego, ale jeśli jest tak dobrze to dlaczego jest mi tak źle? Miałeś kiedyś tak, że bardzo czegoś nie chciałeś, ale wiedziałeś, że inaczej się nie da, że nie można nic zrobić, nic zmienić? Na pewno. Zaczynam nowy rozdział w życiu i to dla mnie najlepsze. OK. On zostaje, a ja? Jadę. Choć będę tysiące kilometrów od domu, przed sobą nie ucieknę..."