Nienawidze tego stanu, kiedy wszystko we mnie krzyczy z bólu...
Nienawidze kiedy te krótkie chwile przelatują mi przez palce...
Kiedy nie mogę się nimi nacieszyć.Nie mogę ich zatrzymać.
Nienawidzę kiedy znowu mnie zostawiasz.
Nienawidzę siebie za swoją słabość.
Coś mnie boli w środku kiedy kolejny raz duszę w sobie niemy krzyk.
"Ogromna siłą wyobrażeń" niszczy mnie od wewnątrz.
Wypala moją duszę sprawiając przy tym niewyobrażalny ból.
A ja nie mogę nic zrobić.
Bo jest za późno.
Bo nie potrafię.
Nie chcę...
Ile mam czekac?
Jaki jest tego sens?
Po co?
Będę czekać.
Jak zawsze.
Żeby choć przez chwile poczuć coś.
Żeby kolejny raz poczuć ból.
Może jestem masochistką...
Może.
A może to jest coś kosztem czegoś?
To nic nie znaczy.
To tylko zabawa.
Wygłupy.
Pobawmy się.
Zniechęcenie?
Świetnie.
Nie ma niczego bez walki.
A ja nie wiem jak do niej zmusić.
Sama tego nie wywalcze.
Jak powiedzieć, że nie daję rady?
Że czegoś potrzebuje?
Że boli?
Chcę, żeby było tak jak kiedyś.
Codziennie.
Bez względu na wszystko...
2 tygodnie.
A co potem?
Nie wytrzymam.
Nie chcę.